...w innej rzeczywistości
*
Cicha noc, święta noc, pokój niesie ludziom wszem...
Święta. Czas
radosnych doznań i pojednań, czas miłości oraz serc przepełnionych nadzieją. I
czarodziejskie, i mugolskie domy pękały w szwach od uroczystych nastrojów,
oczekiwania i apetycznych zapachów bożonarodzeniowych, tradycyjnych potraw.
Każdy się starał, by jego stół wyglądał jak najpiękniej...
– Obrzydliwe
– westchnęła Tonks, zaglądając do wnętrza tłustego, ogromnego indyka. Obok na
swoją kolej czekały intensywne przyprawy, rozmaite zioła i kolorowe warzywa.
– Przecież
będzie smakować fan-tas-tycz-nie – odparł Remus, wycinając w cienkim cieście
kształt choinki. Metalowymi foremkami bawił się dziewięciomiesięczny brzdąc,
siedzący mu na kolanach.
– O ile nie
spalę tego... ptaka? – burknęła czarownica. – Ale najpierw nadzienie,
nadzienie... Teddy, przestań hałasować! – Obejrzała się przez ramię. Gdy
zobaczyła niewinną minę małego Teda i pucołowate policzki przyprószone mąką,
mimowolnie uśmiechnęła się. Jej syn potrafił samą obecnością tchnąć spokój w najbardziej
nerwowe chwile, takie jak pracowity, świąteczny poranek. – Albo... baw się
dalej. Nieważne.
–
Zauważyłaś, że ma dzisiaj czerwone włosy?
– Nie,
Remusie, wcale! – zachichotała, wbijając nóż w czerwoną, dorodną paprykę. – Ale
to raczej nie oznacza, że jest wściekły. Prędzej mój nastrój odbija się na
nim...
– Robi to
raczej bezwiednie. – Mężczyzna czule przytulił chłopca, po czym wsadził go do
wysokiego, dziecięcego krzesła. – Ciasteczka przygotowane.
– Posmaruj
je jeszcze rozkłóconym jajkiem, żeby były złote po upieczeniu.
Remus wyjął
z kieszeni różdżkę i sprawił, że pędzelek o szeroko rozstawionym włosiu
zamoczył się w żółtej mazi, a następnie rozprowadził ją na wszystkich
sześćdziesięciu gwiazdkach, aniołkach, dzwoneczkach, bałwankach i drzewkach.
Ciastka same wskoczyły na blachę, którą pan Lupin włożył do piekarnika.
– Sprytne...
Teraz możesz się rozsiąść przed Prorokiem i
nic nie robić. Ja przygotuję indyka, znajdę w którejś z tych książek – wskazała
czubkiem noża stos rozmaitych ksiąg – najłatwiejszy przepis na pudding i z
pewnością zrobię coś źle!
– Tonks. –
Zmartwiony Remus delikatnie objął żonę i oparł podbródek na jej barku. – Weź
głęboki oddech i uspokój się.
Dotyk
czarodzieja podziałał na Nimfadorę iście
magicznie. Westchnęła i utkwiła wzrok w swoich drżących dłoniach.
– Jest mi
tak głupio! – jęknęła. – Uparłam się, żeby przygotować wszystko, ale
zapomniałam o swoim antytalencie kulinarnym. Za dwie godziny przyjdą nasi
bliscy i... i zobaczą, jaka ze mnie koszmarna gospodyni.
– Pamiętasz,
dlaczego te święta są wyjątkowe? – zapytał Remus. – Bo są twoje, Teddy'ego i
moje. Nie forsuj się i użyj kilku praktycznych zaklęć, w tym jesteś przecież
perfekcyjna.
– Kochany...
– Tonks obróciła się do męża i uraczyła męża szybkim muśnięciem warg. Jemu to
nie wystarczyło. Pochylił Nimfadorę niczym w romantycznym tańcu i koniuszkiem
języka rozchylił jej ciepłe, słodkie usta.
– Poradzę
sobie, choćby kuchnia miała wyglądać jak po przejściu tornado! – wydyszała, gdy
skończyli się całować.
– Prawidłowo.
Ja zabieram Teda do salonu.
*
Pada śnieg, pada śnieg, dzwonią dzwonki sań...
Na
błyszczącej powierzchni dużej, czerwonej bombki pojawiło się odbicie szerokiego
uśmiechu dziecka, któremu nie tak dawno wyrosły pierwsze dwa zęby mleczne.
Pulchne rączki malca przy ojcowskiej pomocy zawiesiły ozdobę na ostatniej
pustej gałązce. Choinka była już prawie gotowa – wysoka na siedem stóp,
przystrojona w złote oraz zielone łańcuchy, długie cukierki i pstrokate
figurki. Brakowało jedynie...
– Ach, tu
jesteś – wymruczał Remus, wygrzebując spomiędzy niezużytych dekoracji dużą
gwiazdę i wkładając ją na sam czubek świątecznego drzewka. – Wyśmienicie.
Teddy?
Chłopczyk
zdążył już zmienić kolor włosów na seledynowy. Ułożony pod choinką, zasnął z
palcem owiniętym wokół miniaturowego renifera. Czarodziej uniósł synka i
przeniósł go na kanapę.
Tymczasem
zbliżała się godzina dwunasta i w korytarzu rozbrzmiał dzwonek, zwiastujący
pierwszego i, jak się później okazało, ostatniego gościa.
Nimfadora,
która kończyła podawanie sztućców, porzuciła różdżkę i poszła otworzyć drzwi.
Przed wejściem stała jej matka, Andromeda, młoda jeszcze kobieta o ciepłych,
brązowych oczach i kształtnym nosie.
– Cześć,
mamo! – Tonks uściskała rodzicielkę niczym mała dziewczynka spragniona ciepła.
– Czułam, że zaraz przybędziesz!
– Uważaj, na
Merlina, w koszyku jest pudding...
– Dobrze
zrobiłaś, moja żółta papka nadaje się tylko do wyrzucenia – zaśmiała się
Nimfadora, a Andromeda puściła córce perskie oczko.
*
A u żłóbka Matka Święta, czuwa sama, uśmiechnięta...
Tonks z
niewiadomych powodów przygotowała znacznie więcej nakryć niż trzy. Siedząc z
mężem i matką przy jednym końcu długiego stołu, zerkała z lekką nostalgią w
kierunku reszty pustych talerzy. Nie liczyła na wiele. Poprzednie święta
spędzała jedynie z matką, ale teraz mimowolnie wyobrażała sobie siostrę
Andromedy – Narcyzę Malfoy, obchodzącą Boże Narodzenie z Lucjuszem oraz
Draconem. Gdyby byli przyjemniejsi i zechcieliby połączyć siły, mogliby być
całkiem zgraną rodziną. Myślała również o Weasleyach, świętujących w wielkim
gronie, o Hagridzie i jego zaproszeniu do Francji, do madame Maxime, o
poległych w maju...
– Tonks,
pychota. Mocno doprawiłaś tego indyka – powiedział ochrypłym głosem Remus.
Również Andromeda kilkukrotnie odkaszlnęła, czerwona na twarzy.
– Wiem,
wiem, przepraszam... Chociaż Teddy ma uciechę – zauważyła Nimfadora, mocząc
kawałki ciastek w ciepłym mleku i podając je synkowi.
– Nie dawaj
mu za dużo, bo rozboli go brzuszek – upomniała Andromeda. – Poza tym mam dla
słodkiego pyszczka prezent! – Schyliła się i wyciągnęła spod krzesła kolorową
torbę z wizerunkami baśniowych postaci.
Remus
wyręczył małego Teda i wyjął z paczki białego, puszystego misia. Chłopiec
wyściskał przytulankę i podarował nowej zabawce jedno z ciasteczek. Jakaż była
uciecha malca, gdy maskotka, niespostrzeżenie zaczarowana przez Tonks, przyjęła
wypiek i schowała do niebieskiego fartuszka. A jakiż był płacz, gdy miś
zeskoczył na dywan i wybiegł z jadalni, co rusz się ślizgając.
– Och! –
zawołała Andromeda, a państwo Lupin wybuchło gromkim śmiechem. Ted prędko
zagłuszył rodziców, wyjąc wniebogłosy.
*
...nad dzieciątka snem.
Popołudniowa
herbata z miodem i cynamonem smakowała najlepiej przy angielskich kolędach, a
także migoczącej choince. Rozłożone w fotelach, Tonks i Andromeda prowadziły
wyciszoną rozmowę.
– Powiedziałaś
mu już? – zapytała starsza z kobiet, odwijając z folii czekoladowego cukierka.
– Jeszcze
nie – parsknęła Nimfadora, potrząsając głową. – Ale zaczyna zauważać, że mam
wahania nastroju. Może sam się domyśli i wreszcie zapyta?
– Skarbie,
są święta. Powinnaś zrobić swemu ukochanemu niespodziankę i poinformować go –
odparła Andromeda. – Sama ledwo trzymam buzię na kłódkę, bo jestem szczęśliwa,
że będę mieć kolejnego wnuka! Życzę wam tak wielkiej gromadki... jak u Molly i
Artura!
– Cii!
Oszalałaś?
– Przecież
nikt nas nie usłyszy...
Na pierwszym
piętrze Remus obserwował z Teddy'm gęsty opad śniegu, tym samym nieświadomie
budując pierwsze, znikome wspomnienia malca. Oddech dziadka mrozu na szybie,
pobielałe drzewa i znikający pod grubym płaszczem zimy świat. W objęciach
trzymał unieruchomionego misia, a obecność taty dawała mu słodkie poczucie
bezpieczeństwa...
Nie
potrzebował ni mniej, ni więcej, by odczuć atmosferę prawdziwych, rodzinnych
świąt.
KONIEC
Ślicznie, tak nastrojowo. Mały Teddy jest przesłodki. trochę szkoda, że Lupinowie nie poszli do Potterów, ale z drugiej strony święta i tak mieli wspaniałe :) i jeszcze ten akcent kolejnego wnuka:P zapraszam do mnie na zapiski-condawiramurs.blogspot.com
OdpowiedzUsuńAż się wzruszyłam, serio. Świetnie pokazałaś niezdarność Tonks i jej antytalent kucharski. Wszystkie postacie wyszły ci tak... prawdziwie, jakby naprawdę istniały. Zazdroszczę. Biedna Andromeda, w końcu nie doczekała się kolejnego wnuka.
OdpowiedzUsuńPS Świetny pomysł z wplecieniem słów kolędy do tekstu.
WESOŁYCH ŚWIĄT!!
Bardzo mi się podobał ten tekst, ale widzę, że to taka niekanoniczna miniaturka, niepowiązana z treścią opowiadania, w której w końcu Tonks i Remus nie żyją i nie uczestniczą w życiu syna?
OdpowiedzUsuńAle naprawdę żałuję, że to tylko alternatywa. Bardzo lubiłam Tonks i szkoda, że zginęła, to jedna z najlepszych postaci w HP, moja ulubiona zaraz obok Luny. A twoja miniaturka pokazuje, jak wyglądałyby pierwsze święta Teda, gdyby jego rodzice przeżyli. Naprawdę piękny obrazek. Sielankowy, ale uroczy. Moim zdaniem dobrze oddałaś Tonks, to jej roztrzepanie, brak talentu kulinarnego... Tak, to do niej pasuje. Pozostałe postacie też wyszły wiarygodnie, więc miło się o nich czytało i aż by się chciało więcej.
Wgl też miałam pisać świąteczną miniaturkę o Tonks, nawet mam zaczętą, ale moja jest o czymś zupełnie innym ;P.
A, i co to jest rozkłócone jajko? Rozbawiło mnie to trochę ^^. Bo sobie wyobraziłam leżące obok siebie i kłócące się jajka.
och, opowiadanie o Teddym! Być nie może. bardzo się cieszę, że do Ciebie trafiłam, naprawdę. Co do poprzednich rozdziałów, to nawiążę do nich, kiedy dodasz coś związanego z fabułą, wtedy będzie mi łatwiej się wysłowić. a tym czasem...
OdpowiedzUsuńTa miniaturka sprawiła, że łza zakręciła mi się w oku. To naprawdę smutne. Ten chłopiec miał okropne życie. Stracić jednego z rodziców to tragedia, a on został prawie zupełnie sam. A takie myślenie, co by było gdyby... dołuje jeszcze bardziej.
Święta to czas radości, czas w którym nikt nie powinien być sam, czas w którym chcemy się do kogoś przytulić i powiedzieć, że go kochamy.
Ale kiedy tak o tym myślę, to równie mocno współczuję Andromedzie. ona też jest tragiczną bohaterką całej historii.
pozdrawiam!
[lamacz-urokow.blogspot.com]
Piękna miniaturka, kochana, aż się wzruszyłam :) Cieszę się, że dałaś Tonks i Remusowi rodzinne Święta, których w książce nigdy nie doświadczyli. Choć ten magiczny czas Bożego Narodzenia już minął, czytając Twój tekst, czułam jego klimat i to w tym najlepszym znaczeniu. Takie właśnie powinny wyglądać Święta. Umiałaś ukazać ich całe piękno i ładnie oddać charaktery postaci, brawo ^^ Chętnie napisałabym coś więcej, ale zabrakło mi słów. Niby taka prosta miniaturka, a jak potrafi człowieka zachwycić :)
OdpowiedzUsuńCzekam na ciąg dalszy historii o Teddym :)
Od Świąt minęło już, co prawda trochę czasu, ale to miniopowiadanie o Teddym wycisnęło mi łzy z oczu. Piękna sceneria, rodzinne święta, których chłopiec nigdy nie doświadczył w książkach Rowling. O, to Tygrysy lubią najbardziej... Wiesz, czym przyciągnąć Czytelników. Ta cieplutka herbata z miodem i cytryną, aż bym się takiej napiła. To bardzo nieładnie, że Tonks zaczarowała misia swojego synka. Maluch powinien mieć swój świąteczny prezent. Czekam na kolejne części dłuższej historii. Zapraszam też do mnie tam na dniach coś się pojawi.
OdpowiedzUsuńbardzo ładna miniaturka, w pewnym sensie przypomniała mi moje dzieciństwo. Mam wrażenie, że dwadzieścia lat temu świat był zupełnie inny. ludzie mieli tak jakby więcej czasu. Robiło się samemu pierogi i piekło pierniki a teraz? kupne, wszystko kupne, moja sąsiadka nawet surówki kupowała... to trochę bolesne, dlatego sama staram się zerwać z takimi założeniami i przekazać mojemu synkowi, co jest najważniejsze w życiu.
OdpowiedzUsuńALe jak zawsze nie na temat...
raz jeszcze dodam, że miniaturka bardzo ładna i klimatyczna, aż chce się przeżyć święta raz jeszcze!
pozdrawiam!
Czytałam z uśmiechem na ustach! Poprzednie rozdziały są za mną, zaraz lecę czytać czwarty i cieszę się, że zdecydowałam się przeczytać miniaturkę! Zawsze chciałam by Lupinowie, mieli szczęśliwe życie, a ty im takie dałaś. Niezwykle rodzinna i urocza atmosfera. Ten kolejny wnuk i mnie przysporzył radości, świetnie to wszystko wymyśliłaś. Przyjemna opowiastka, dobrze ukazałaś charaktery postaci. Miło tak pomyśleć co by było gdyby, zwłaszcza, że alternatywa jest taka szczęśliwa ;) Na szczęście Teddy'emu pozostała Andromeda, widać, że zależało jej na wnuku i na rodzinie, mimo iż na początku mogła być sceptycznie nastawiona do związki Tonks z o wiele starszym wilkołakiem. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuń