III rozdział: wszystko, co mówisz, jest kłamstwem...

"Mam Ci coś ważnego do powiedzenia. Spotkajmy się o dziewiętnastej w Ogrodzie Różanym. Będę czekać koło altany. Nic nie przynoś, wszystko przygotuję. Nie zawiedź mnie, Teddy.

Całuję, Vic."

Ted złożył liścik. Słodka woń bijąca od zwitka papieru odrobinę drażniła jego nozdrza – Victoire lubiła wszystko, co wiązało się z przepychem i posiadało moc obezwładniania, dlatego wybór intensywnych perfum bynajmniej nie zaskoczył Puchona – raczej rozśmieszył. Na grzbiecie papeterii widniał ślad pełnych ust panny Weasley. Pieczęć wykonała zapewne przyciskając do kartki umalowane czerwoną szminką wargi.
Chłopak był zmieszany. Fakt, że Victoire wręczyła mu wiadomość przy znajomych, wprawił go w niemałe onieśmielenie. Inni wodzili za nastolatką urzeczonymi spojrzeniami, a w nim narastała irytacja. Obok stała Davina, zaskoczona poufałością najpiękniejszej dziewczyny w Hogwarcie. Szlag by trafił...
Delikatnie obrócił głowę w prawo, spoglądając na Ślizgonkę. Skupiona na żywym  wykładzie profesor Garnett, przygryzała wewnętrzną stronę lewego policzka. Miała ładny, nieco zadarty nos, skłonną do zaczerwienień cerę i... dobry wzrok. Złapała Teda na przyglądaniu się jej.
– W porządku? – zapytała cicho. – Ile zostało do dzwonka?
– Tak, tak... – Podwinął rękaw szaty i sprawdził godzinę na wysłużonym zegarku odziedziczonym po dziadku. – Jakieś piętnaście minut – szepnął w odpowiedzi. Ukrywając zawstydzenie, oparł brodę na zwiniętej w pięść dłoni i skierował wzrok na nauczycielkę.
– Wyśmienicie się składa, bo jestem głodna – westchnęła Davina. – Co masz po przerwie na lunch?
– Eee... – Ted dyskretnie wyjął z torby plan zajęć i szybko przejrzał środową rozpiskę. – Zaawansowana numerologia razy dwa – rzekł.
– Naprawdę? To chyba uczymy się tych samych rzeczy – zauważyła, a Ted ucieszył się, że spędzi z nią jeszcze parę godzin w ciągu dnia.
– To dobrze, nie? – spytał.
Dziewczyna nawinęła na palec brązowego loka i wzruszyła ramionami.
– Skoro tak uważasz – odparła miękkim głosem. – Ta Krukonka...
– Już mówiłem Derekowi, że to krewna mojego chrzestnego – wyszeptał.
Davina uniosła brwi.
– Nie, nie chodzi o to, żebyś się tłumaczył... po prostu... dzisiaj rano byłam świadkiem jej romantycznej schadzki z prefektem ze starszej klasy, z Gryffindoru. Całowali się. A później, na przerwie, wydawała się taka zaaferowana tobą.
Ted prychnął. Wierzył Davinie.
– Nieważne, mnie to nie rusza.
– A wy, tam z tyłu, znowu rozmawiacie? – fuknęła Profesor Garnett i skrzyżowała ręce na piersiach. – Abbey, Lupin! Właśnie podyktowałam zadanie domowe, powtórzycie łaskawie?
Młodzi czarodzieje wymienili spojrzenia, tłumiąc chichot.
– Niestety, pani profesor, ale...
– Jakoś nam to umknęło.
Czarownica zmrużyła oczy i po chwili wprawiła w ruch kredę, która zapisała na tablicy temat pierwszego wypracowania i jego preferowaną długość. Profesor Garnett, choć uchodziła za osobę zdystansowaną, przepadała za Tedem i uważała Puchona za najlepiej radzącego sobie z transmutacją. Niejednokrotnie został laureatem w organizowanych przez szkołę konkursach tematycznych.
– Zapisać i wynosić się. Chętnie coś przekąszę w błogim spokoju.

*

Czas do wieczora upłynął błyskawicznie, a Ted nadal nie nabrał ochoty na randkę z Victoire. Jego myśli pochłaniała świeża znajomość z rówieśnicą ze Slytherinu. Postanowił jednak, że jeden jedyny raz może poświęcić kilka minut pannie Weasley. Przed wyjściem z zamku przypomniał sobie widok mocno błyszczących oczu Victoire, gdy wręczała mu liścik. Jeszcze parę tygodni temu możliwość spotkania się z nią przyjąłby z pocałowaniem ręki, dziękując Merlinowi za opatrzność. Zaniósłby dziewczynie nawet kwiaty i mały prezent, byleby zdobyć u niej dodatkowe punkty.
Po wizycie w Muszelce diametralnie zmienił zdanie o Victoire, niestety na gorsze. Pokazała się z nienajlepszej strony, jako egoistyczny pępek całej rodziny. Braku szacunku do bliskich Ted nie znosił najbardziej.
Różany Ogród był miejscem, które powstało z inicjatywy nauczycieli Hogwartu dwa lata po bitwie między prawymi czarodziejami a Voldemortem i jego poplecznikami. Oprócz upamiętnienia poległych w wojnie trwającej kilka dekad, ogród witał nowe milenium i swego czasu rozpisywały się o nim wszystkie czarodziejskie magazyny. Przez cztery pory roku kwitły tam kwiaty, osłonięte urokiem nieprzemijania. Ich wiecznie pękate i tryskające kolorami korony symbolizowały nieśmiertelność dusz.
Uczniowie nazywali ten zakątek Placem Miłości, bo jego nastrojowy klimat szczególnie upodobały sobie pary i zalotnicy. Mieścił się w dość odosobnionej części błoni, co jeszcze bardziej zachęcało czarodziejów do intymnych spotkań z sympatiami.
Ted zastanawiał się nad powodem wezwania Victoire. Mogli załatwić tę sprawę – cokolwiek się za nią kryło – między lekcjami. Nie chciał dopuścić do siebie myśli o romantycznych pobudkach Krukonki.
Słońce już zachodziło, raz po raz zakrywane przepływającymi obłokami. Ted przeszedł między wysokimi, majestatycznymi krzewami róż i znalazł się nieopodal białej, strzelistej altany. Ona już czekała, z daleka przywodząc na myśl nimfę strzegącą flory. Szedł powłóczystym krokiem i przyglądał się wyraźnie zamyślonej Victoire, bezwiednie muskającej różnobarwne, aksamitne płatki. Pod wpływem jej dotyku róże i czerwienie magicznie przybierały kolor chłodnego błękitu.
Bezszelestnie zbliżył się do nastolatki, a potem głośno odchrząknął. Dziewczyna wzdrygnęła się, ale nie obróciła głowy. W dalszym ciągu pieściła różyczki. Na ten wieczór założyła wrzosową sukienkę z łódkowatym dekoltem i długimi rękawami, a włosy miała rozpuszczone. Kiedy zawiał wiatr, letni podmuch poniósł w stronę Teda nowy zapach – tym razem dziewczęco uwodzicielski.
– Wiesz, Teddy – zaczęła w ramach powitania – kiedyś moi rodzice myśleli o umieszczeniu mnie we francuskim Beauxbatons. Szczególnie matka nalegała, bo Francuzi doskonale uczą magii, manier, tańca i sztuki konwersacji. Ostatecznie dziadkowie odwiedli ją od tego pomysłu. Żałuję. Chciałabym mieć wtedy prawo głosu i wybrać inny świat, który nie jest poświęcony tylko magii, ale też modzie, konwenansom oraz życiu towarzyskiemu. Hogwart wcale mnie nie ukształtował. Czasem czuję się jak pusta skorupka bez żadnego sensownego światopoglądu, zmuszona do noszenia tych obszernych, czarnych, żałobnych szat. I... niekiedy wyrzucam frustrację poprzez głupie zachowanie. Przepraszam, jeśli sprawiłam ci przykrość parę dni temu na plaży.
Ted zbliżył się do Victoire.
– Naprawdę wolałabyś Beauxbatons?
– Tak. Nie cierpię Hogwartu – wyznała, gwałtownym ruchem zrywając główkę małej różyczki. W pustym miejscu wyrósł nowy kwiat, nieco większy i o innym kolorycie.
– Nie chodzi o stroje szkolne, chodzi o atmosferę i poczucie dumy. Zginęło wielu niesamowitych czarodziejów, w tym moi rodzice, żebyśmy mogli się tu uczyć – odparł chłodno Ted.
– Wiem. – Krukonka uniosła dłoń. – Wiem, że wciąż cię to boli, ale ja... Ja żyję w innej bajce. Sielankowej. Zwykle nie myślę o tym, co mówię.
– Jesteś rozpieszczona, nikogo nie straciłaś. Nie szkoła powinna rzeźbić osobowość, tylko wydarzenia w życiu, bliscy nam ludzie...
– Być może. – Wzruszyła ramionami i odwróciła się do chłopaka. Jej fiołkowe oczy były zaczerwienione od łez. W dalszym ciągu wyglądała prześlicznie. – Chciałabym cofnąć czas i pokazać ci, że nie jestem potworem.
– Vic. – Puchon przeczesał palcami przydługawe włosy. – Nie sprawiłaś mi przykrości. Byłem rozczarowany. Mówiłaś o własnej siostrze, jakby była nic niewartym śmieciem.
Blondynka pokornie pochyliła głowę, splatając dłonie na podołku.
– Ona również nie jest w porządku wobec mnie. Zachowuje się jeszcze gorzej.
– A zastanowiłaś się, dlaczego tak się dzieje? Jest młodsza i dojrzewa, co wiąże się z buntem. I potrzebą uwagi.
– Louisowi poświęcę jej więcej. Jest razem ze mną w Ravenclawie.
– Cieszę się. – Pokrzepiająco potarł szczupłe ramię Victoire.
– Nad Dominique postaram się popracować innym razem. Usiądziemy w środku? – zapytała. – Przygotowałam lekki posiłek.
Ted zamierzał wywinąć się obowiązkami i wrócić do zamku, ale wtedy ujrzał jeden z najpiękniejszych uśmiechów Victoire i poczuł nagłą słabość w okolicach serca. Pozwolił dziewczynie ująć się za rękę i poprowadzić do białej ławki w altanie. Okrągły stolik zdobiły płatki róż i wiklinowy koszyk.
Krukonka usiadła przy Tedzie i położyła ręce na jego barkach, kciukami pieszcząc kark chłopaka.
– Zacznijmy od nowa. Teraz jestem wolna, tak samo jak ty.
– Wolna? A ten chłopak, z którym cię widziano rankiem?
– Steven? To nikt istotny. My, MY będziemy czołową parą w Hogwarcie. Przyznaj, że chciałeś tego od dawna. Mam dużo do zaoferowania...
– No nie wiem...
Bliskość Victoire znów pozbawiła go zdolności do racjonalnego myślenia. Mylił się sądząc, że charakter dziewczyny przyćmi jej fizyczny urok i czar odziedziczony w linii Fleur.
– Po prostu się tym rozkoszuj – wyszeptała i złożyła na ustach Teda delikatny pocałunek.

*

Rozgoryczona Davina zamknęła kolejną księgę, z której nie wyniosła żadnych rzetelnych informacji. Tuż po kolacji, pod pretekstem zebrania notatek na esej z numerologii, udała się samotnie do biblioteki. Wiedziała, że poszukiwania sensownych treści mogą trwać miesiące, ale teraz, gdy poznała Teda Lupina, metamorfomaga, musiała się pośpieszyć.
– Za pół godziny zamykam, złotko – oznajmiła bibliotekarka, Irma Pince, wciskając dwie książki na półkę. – Może pomóc ci z czymś?
– Nie, dziękuję, na razie nie – mruknęła obojętnie Davina. – Jeśli będę czegoś potrzebowała, wezwę panią.
Czarownica cmoknęła z niezadowoleniem i chwilę później oddaliła się w stronę biurka, żeby wziąć kolejne naręcze pozycji oddanych przez uczniów w ciągu dnia. Choć był dopiero drugi dzień września, dla wielu Hogwartczyków rozpoczął się maraton pomiędzy biblioteką a pokojem wspólnym.
Davinę naprawdę irytowały te bezowocne poszukiwania. Czas przepływał bezlitośnie przez palce dziewczyny niczym woda, a straciła go dostatecznie dużo podczas wakacji u mugoli.
Przy użyciu zaklęcia odstawiła resztę powyjmowanych ksiąg, po czym usiadła na zimnym parapecie strzelistego okna. Upajała się wygodną ciszą w bibliotece i wcale nie chciała wracać do pokoju wspólnego bez niczego, z pustymi rękoma, rozmyślając o ponurej przyszłości.
Tak wiele cennych godzin na nic. Musiała podjąć jakąś decyzję, rozpisać cały plan i...
Wciągnąć w to Teda Lupina. Tylko on potrafił jej pomóc.

*

– Nie mogę. – Złapał Victoire za przedramiona i odepchnął ją od siebie. – Nie w ten sposób.
– Żartujesz? – wykrztusiła blondynka, wybałuszający oczy. – Nie rozważyłeś nawet korzyści! Bylibyśmy popularni i szanowani!
– Wolę poczekać na coś prawdziwego, niż być z tobą tylko dla tytułu złotej pary Hogwartu, króla i królowej balu... i innych takich – wyjaśnił z niesmakiem, wstając i poprawiając szatę.
– Myślisz, że ci wierzę? – Panna Weasley zmrużyła powieki. – Patrzysz na mnie jak na przekąskę od ponad dwóch lat. A teraz, gdy w końcu masz szansę skąpać się w moim blasku, po prostu rezygnujesz?
– To wszystko było kłamstwem? Twoje udawane przeprosiny? Branie mnie na litość i wzruszająca opowieść o Beauxbatons? Wybacz, Victoire, ale musisz szukać gdzie indziej. Wystarczy, że wierzę samemu sobie – zadecydował, obrzucając Krukonkę zgaszonym spojrzeniem. – Te pocałunki... zapomnij o nich. Tobie będzie łatwiej, bo ciągle chodzisz z kimś innym.
Victoire gwałtownie podniosła się, wyjęła z kosza tackę z ciastem i cisnęła nią w kierunku Teda. Chłopak w ostatniej chwili odsunął się, a szarlotka wylądowała na kamiennej ścieżce. Pianka wraz z masą jabłkową rozbryznęły się po kocim łbie.
– Przeprosiny były szczere – syknęła, ocierając łzy. – Ale oferta wygasła. W tym momencie.
Puchon odwrócił się na pięcie i pobiegł w stronę zamku. Serce waliło mu jak oszalałe. Czuł, że nie powinien był tu przychodzić. Potraktował Victoire źle, ale ona jego nawet gorzej – jak rzecz, którą można kupić za małe pieniądze. Najpierw, obezwładniony urokiem dziewczyny, zapomniał o całym świecie i całował ją z przyjemnością, ale zdołał się opamiętać. Kiedyś pożądał Victoire, teraz nie darzył jej cieniem sympatii.
Wpadł do Hogwartu i od razu natknął się na Davinę, idącą w kierunku zejścia do lochów. Oboje przystanęli i spoglądali na siebie. Ted odrobinę zdyszany, a Ślizgonka zaskoczona.
– Już po randce? – zapytała. – Wyglądasz, jakbyś uciekał przed szatańską pożogą...
– Bo uciekam. Od tego, do czego dopuściłem – odparł młody Lupin na ciężkim wydechu. – Zaraz, zaraz... skąd ty wiesz o...?
Davina zarumieniła się.
– Przepraszam, Ted. Po numerologii wyleciał ci ten liścik, ale opuściłeś klasę szybciej i nie zdołałam cię dogonić. Ciągle go czytałeś, więc rzuciłam na niego okiem. Przepraszam. – Sięgnęła do kieszeni spodni i wyciągnęła z niej wymiętą karteczkę. Ted chwycił różdżkę i natychmiast spalił papeterię błękitnym płomieniem. Davina pisnęła i strzepnęła z dłoni popiół, który wkrótce samoistnie znikł.
– Na twoim miejscu też bym się nie powstrzymał.
– Stało się coś złego?
– Nie ma o czym gadać. Dobrej nocy.
– Zaczekaj! – Davina pociągnęła Puchona za skraj szaty. – Masz ślady pomadki wokół ust.
Ted prawie zapadł się pod ziemię. Westchnął, poszukując właściwych słów, ale dziewczyna bez komentarza wyjęła z torby zwykłą chusteczkę i otarła miękkim materiałem dolną część twarzy Teda.
– Czemu się zawstydziłeś? Przecież wiem, co się robi na randkach – powiedziała nieco rozbawiona.
– Przerwałem to w porę – bąknął Ted, uciekając wzrokiem. – A później wyrwało mi się o parę słów za dużo.
– Więc... jesteś odporny na urok sławnej Victoire Weasley?
– Mniej więcej.
– Imponujące.
– Imponujące? Nie. Po prostu są ważniejsze rzeczy od wyglądu. – Wzruszył ramionami. – Żałuję, że zobaczyłaś mnie w takim stanie. Prześpię się, a jutro będzie lepiej.
– Mam pomysł. Jeśli się zgodzisz, resztę wieczora spędzimy w wesołej atmosferze.
– No nie wiem... – Ted spojrzał w ciemnobrązowe tęczówki, w których połyskiwała prośba oraz nadzieja. Davinie, mimo krótkiej znajomości, zależało na nim bardziej niż Victoire, świadomie zwodzącej jego uczucia przez całe lata. Przy Davinie czuł się jak dziki Faweks, a przy Victoire był bezimiennym feniksem uwięzionym w klatce.
– Faktycznie, potrzebuję zakończyć ten dzień miłym akcentem – powiedział z uśmiechem.

*

Zeszli do Wschodnich Lochów krętymi schodami. Nieopodal znajdowało się wejście do pokoju wspólnego uczniów z Hufflepuffu, a sam korytarz był oświetlony miękkim, pomarańczowo-bursztynowym światłem dziesiątek pochodni.
– Przyjemniej tu niż po zachodniej stronie. – Głos Daviny odbił się echem od kamiennych ścian.
– Dokąd idziemy? – zapytał Ted.
Stanęli pod ogromnym obrazem przedstawiającym misę wypełnioną owocami. Davina przyłożyła rękę do płótna i z czułością pogładziła gruszkę. Ku zdziwieniu młodego Lupina po chwili pojawiła się zakręcona klamka w kolorze brudnego złota.
– Do kuchni. Nigdy tu nie byłeś? – Ślizgonka obróciła głowę w bok i spojrzała na chłopaka z rozbawieniem. – Nie bój się, wchodź.
– Wiedziałem o tym miejscu, ale nie zaglądałem.
Kuchnia okazała się być pomieszczeniem o podobnej wielkości, co Wielka Sala, jednak sufit był zawieszony znacznie niżej. Ted jeszcze nie widział takiego natężenia skrzatów domowych, krzątających się wokół czterech długich stołów i sprzątających po kolacji. Panował tam gwar i radosny szczebiot, ale stworzenia pilnie uwijały się ze swoimi obowiązkami i każde z nich miało na sobie biały fartuszek.
– Wow – szepnął Ted, rozglądając się.
– Co wam podać? – Jakaś drobna skrzatka o wyłupiastych, błękitnych oczach podeszła do dwójki adeptów magii i grzecznie się ukłoniła.
– Dobry wieczór, Pychotko – przywitała się Davina. – Dwa kremowe piwa i trochę pierników polanych czekoladą. Chodź, usiądźmy. – Uczniowie podeszli do ławki stojącej przy drzwiach.
– Nie pomyślałbym, że można tu przychodzić.
– Nie nadużywam gościnności skrzatów. Niektórym nie wystarczają trzy posiłki, ale skrzaty robią się złe, jeśli ktoś pojawia się w kuchni zbyt często. To ich świątynia – wyjaśniła rzeczowo Davina.
Pychotka czarami podsunęła im mały stolik, na którym stały dwa kufle wypełnione beżowym płynem oraz talerzyk z ciastkami.
– Skrzaty mają zakaz picia kremowego piwa, jest dla nich za mocne. Działa jak na ludzi przykładowo whisky – rzekła Davina, widząc, że Ted pokiwał z uznaniem głową podczas kosztowania napoju.
– Jest pyszne. Smakuje jak w Trzech Miotłach. Skąd wracałaś? – spytał chłopak, spoglądając na dziewczynę. Upiła solidny łyk i poczęstowała się piernikiem.
– Z biblioteki – odparła krótko. – Pracuję nad czymś.
– Zaintrygowałaś mnie... Co to za sfinksowa mina?
– Nie, nic takiego. Wznieśmy toast, aby ten rok szkolny był udany. Co ty na to? – Uniosła swój kufel i stuknęła ściankę sąsiedniego.
Ted zmarszczył brwi, uważnie przyglądając się Davinie. Potem skinął głową i uśmiechnął się lekko. Miał zdecydowanie dobre powody, żeby nie roztrząsać spraw związanych z Victoire.


*

7 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Rozdział mi się podobał. Coraz bardziej lubię Teda, ale Victoire darzę niechęcią. Wykreowałaś ją na taką pustą lalę, której w głowie tylko błyszczenie przed innymi, bycie w centrum uwagi i wgl. Nie lubię takich dziewuch, dlatego nie polubiłam tej bohaterki. Jest taką wredną zołzą, nie widzę w niej nic pozytywnego. Heh, szkoda, że nie poszła do tego Beauxbatons jednak. Niezbyt pasuje mi do Hogwartu. I nie dziwię się Tedowi, że nie był zachwycony tym spotkaniem i tak szybko ją spławił. Może kiedyś faktycznie mógł być nią zainteresowany, ale teraz jest starszy, dojrzalszy, no i poznał nową osobę, która go zaintrygowała. Davina o wiele bardziej do niego pasuje. Jej kreacja do mnie przemawia. Ta postać jest całkiem sympatyczna, przy czym tajemnicza, lubię to. I Ted chyba też. Mam nadzieję, że coś między nimi później ciekawego wyniknie.
      Wgl nieco mnie dziwi, że Ted, jako Puchon, nie był wcześniej w kuchni, przecież ich pokój wspólny jest blisko xD. No ale scenka ogólnie fajna.
      Podoba mi się też pomysł z ogrodem różanym upamiętniającym bitwę o Hogwart. Całkiem oryginalny koncept.
      Ogólnie rozdział fajnie wyszedł. Jest sielankowo, ale w perspektywie Daviny już jakby zaczęłaś zarysowywać to, że ona coś planuje. Czekam na rozwój sytuacji :).
      I oczywiście czekam jak wpadniesz do mnie, tak dawno cię nie było, a dzisiaj dodałam nowy rozdział :(.

      Usuń
  2. Bardzo dobrze, że powiedział Victorine o te kilka słów za dużo, a początkowo bałam się, że jednak jej ulegnie. A przecież kibicuje jego związkowi z Daviną :) Tak, Davina zdecydowanie jest lepsza i bardzo mi zaimponowała przy rozmowie z Tedem :) Wydaje się na razie obojętna na uroki Teda, ale wierzę, że w końcu będą razem. Skrzaty superanckie! Już sobie wyobraziłam ich zaskakującą ilość w kuchni, nawet to, że plączą się pod ich nogami. I, ja też chcę piernika w czekoladowej polewie! <3
    Świetny rozdział!

    OdpowiedzUsuń
  3. No udało mi się być trzecią osobą w kolejności, Shy. Ojej, scena ze skrzatami rzeczywiście przeurocza. Lubiłam podobne opisy u Rowling . Skrzaty są w porządku, w przeciwieństwie do naszej zarozumiałej panny Vicki. Ależ Ted dał jej po nosie. Słuszna to kara. Niech sobie nie myśli wiła, że jest taka wyjątkowa. Davina jest dla Puchona, wprost idealną przyjaciółką! Oni muszą być razem!
    PS. Jako że wyjeżdżam na kilka dni, a coś cię nie widziałam na Gadu-Gadu nie wiem, czy to, co piszę na komunikatorze dochodzi? Zapraszam do lektury u mnie uff, nareszcie. Co prawda masz mnie w linkach, więc i tak zobaczysz uaktualnienie, ale podaję i tak: http://opowiadania-mandragory.blogspot.com/2013/11/miniopowiadanie-azeby-sie-okaza-ten.html. Jak tylko wrócę z przyjemnością poczytam komentarze. Oby pochlebne, bo miałam sporą przerwę! Pozdrawiam cię, kochaneczko!

    OdpowiedzUsuń
  4. Spodobało mi się ten Ogród Różany, który upamiętnia poległych z Bitwy o Hogwart. Zapewne dla Teda to miejsce jest wyjątkowe.
    Moim zdaniem Ted spisał się na medal, mówią Victorii, co tak naprawdę myśli. Nie powiedział za dużo, tylko aż w sam raz. Vicktoria to naprawdę nic nie warta dziewczyna.
    Davina to co innego. Jest dość ciekawą osobowością, lecz zachodzę w głowę, jaki chce ułożyć sobie plan i wykorzystać w tym Teda...
    Rozdział mi się podobał i czekam na dalszy ciąg.
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Znów przybywam spóźniona. Wiedz jednak, że zamierzam śledzić Twojego bloga, pomimo swojego dłuższego milczenia :)

    Na Gryfonce zwróciłam Ci uwagę na za bardzo poetyckie dialogi. Tutaj występują one nieco rzadziej; nieraz wręcz zachwycają swoją swobodą i naturalnością, tak jak na przykład początkowa rozmowa Daviny i Teda. W ich rozmowach tkwił nastoletni klimat, lekkość i ciepło. Widać, że zaczynają się coraz lepiej dogadywać, a ich relacje się ocieplają, pomimo dziwnego incydentu z Victorie. Ciekawi mnie też fakt, że dzielą ze sobą wiele przedmiotów. Czy to przypadek czy czyjś plan? :P

    Davina to ciekawa postać. Bystra i sympatyczna, a jednocześnie tajemnicza. Czekam na rozwinięcie jej planu :)

    Pozytywnie zaskoczył mnie pomysł z Ogrodem Róż - jest pięknym ukłonem w stronę poległych ^^ Bardzo mi się podoba, że u Ciebie świat młodego pokolenia jest pomysłowy i rozbudowany. Czuć, że jesteśmy w Twojej bajce, a nie tylko w skopiowanym świecie Rowling :P

    Nie wiem, co sądzić o Victorie. Nie lubię takich dziewczyn. Już sam wyperfumowany i obcałowywany liścik wzbudził we mnie odrazę, a jeszcze ta propozycja związku dla popularności... To okropne. Vic wydaje się pusta i zadufana w sobie, chociaż to, co powiedziała o duszeniu się w Hogwarcie, sprawiło, że troszkę łaskawiej na nią spojrzałam. Ostatecznie to nie jej wina, że chce czegoś innego, że jest z innej bajki, jak to ujęła, niż Ted. Niemniej, nie lubię jej i cieszę się, że Ted jej odmówił. Cieszę się, że wpierw się zawahał. W końcu od jakiegoś czasu czuł do niej mięte. Teraz na szczęście to mu przeszło ^^ Jestem dumna z jego postawy. Taki chłopak to skarb! ;)

    I jeszcze jedna sprawa techniczna - mogłabyś stosować akapity? Wtedy tekst się łatwiej czyta, czytelnik łatwiej przeskakuje z jednej myśli do drugiej ;)

    Pozdrawiam ^^

    OdpowiedzUsuń
  6. Podoba mi sie Twoje opowiadanie, Lubie postać młodego Lupina, jest inteligentny inwrazliwy, a jednoczesnie potrafi wyartykulowac,xo mysli. Davina jest urocza i zupełnie niezlisgonska.ale Dos kombinuje wiec moze to tylko pozór. Z victore dosc szybko Uczynilas pusta łaskę i troche mnie denerwuje, ze w pewnym sensie zaszufladkowalas victoire do kategorii tych złych, a davine do dobrych, tak jakby nie miały innych cech. Bo mnie sie mimo wszystko zdaje ze victoire moze sie jeszcze odmienić.powinna zaczac od relacji z siostra. Czekam na cd. Super pomysł z różany, ogrodem. Condawiramurs

    OdpowiedzUsuń