– Dominique,
skup się. To nasza ostatnia lekcja i chciałbym się upewnić, że wszystko dobrze
zrozumiałaś. Jasne? – zapytał
Ted, przelotnie spoglądając w stronę okna, za którym rozciągał się urzekający,
nadmorski krajobraz. Białymi firanami w jadalni powiewała rześka bryza, a dzień
był tak słoneczny, że siedemnastolatek pragnął zostawić podręczniki i korzystać
garściami z upojnych, wakacyjnych chwil. Marzył o zrzuceniu ubrań i wstąpieniu
między chłodne fale Morza Celtyckiego.
Niestety
miał obowiązki, a jeden z nich wiązał się z najmłodszą córką Fleur i Billa
Weasleyów. Trzynastoletnia czarownica wprost nienawidziła transmutacji i w
obawie przed złymi ocenami jej rodzice poprosili młodego Lupina – wieloletniego
przyjaciela rodziny – o
poprawienie umiejętności Dominique. Sam Ted doskonale radził sobie z
przedmiotami wymagającymi wiedzy magicznej i manualnej, a wszelkie przemiany
przychodziły mu z niezwykłą lekkością, podobno dzięki nabytej genetycznie zdolności
do metamorfomagii.
Nie
przepadał jednak za siedzeniem z nosem w książkach, odziedziczył wiele talentów
po nieżyjących rodzicach.
– Dobra – westchnęła
Dominique, dość opornie otwierając zeszyt i wyciągając pogniecione notatki.
Kiedy spojrzała na Teda, jej pucołowate policzki natychmiast pokryły się szkarłatnymi
rumieńcami, co podkreśliło miedziane, liczne piegi. Chłopak dostrzegał w niej
mocne podobieństwo do większości kobiet z linii Weasleyów – oprócz
niskiego wzrostu, do ich cech charakterystycznych należały zadarty nos, ciepłe,
brązowe oczy i falowane, rude włosy.
Nie sposób
było jej nie rozpoznać, zwłaszcza w świetle słońca, gdy przypominała kulę
ognia. Lubił dziewczynkę mimo krnąbrności i niechęci do nauki.
– Może
po prostu mnie przepytasz? – Uniosła do góry brwi.
Ted
przeczesał ciemne włosy i uśmiechnął się zawadiacko.
– Podaj
zasady dobrej transmutacji. Na początek – zaproponował łagodnie. Dominique
przygarbiła się i zaczęła masować skronie.
– Znam
je, muszę tylko sobie przypomnieć... – wymamrotała. – Może to kiepski pomysł,
wszystko mi nagle wyleciało z pamięci.
– Spokojnie,
nie śpiesz się – odparł
beztrosko młody Lupin, bębniąc opuszkami palców o blat ławy. – To banalne,
Dom. Wiesz o tym – dodał,
wbijając spojrzenie w kuszące błękitem niebo, oprawione białymi ramami okna.
– Trzeba
się skupić na danej rzeczy, wyciszyć myśli, używać przećwiczonych zaklęć, no
i... I... posiadać narzędzie?
– Czyli
różdżkę. Znakomicie, Dom. Odrobiłaś zadanie domowe. Teraz przejdziemy do
cięższych rzeczy, co ty na to?
Rudowłosa
trzynastolatka wzruszyła ramionami, splatając dłonie na podołku i ukrywając
delikatny uśmiech przygryzaniem warg. Przypominała Tedowi niedojrzały pąk róży,
nabierający barw i nieśmiało, z wolna rozchylający płatki.
– W
takim razie... Która transmutacja jest łatwiejsza i dlaczego? Punkt pierwszy. – Podał dziewczynce kartkę z przykładowymi
teoretycznymi zadaniami. Delikatnie ujęła papier w palce, znów czerwieniejąc. Urocza,
pomyślał brunet. – Tylko
nie zaglądaj do pomocy. – Przesunął rzeczy małej czarodziejki w
swoją stronę.
– Zamiana
liścia klonu w liść akacji – bąknęła niepewnie. – Bo
mają wspólny kolor, są częścią rośliny, są podobnej wielkości. Mam rację?
– Masz. Więcej pewności
siebie. – Ted splótł dłonie na karku, zadowolony
z faktu, że wspólne zajęcia odniosły mały sukces. Przypuszczał, że gdyby za
kilka lat został nauczycielem, byłby w tym doskonały.
Dominique
również wyglądała na usatysfakcjonowaną. Umościła się wygodniej w krześle i z
oczekiwaniem patrzyła na młodego Lupina, buszującego w umyśle za trudniejszymi
pytaniami, a jednocześnie nadal na poziomie drugoklasistki. W końcu poddał się
i zerknął do podręcznika.
– Teraz
część praktyczna. Najpierw będziesz podawać formułkę do omówionego przeze mnie
przypadku, a później na odwrót – podam zaklęcie i powiesz, czemu ono
służy. Rozumiesz?
Dominique ochoczo
skinęła głową.
– No to
może... Transmutacja igły w zapałkę?
– Pinennpa lub Pinepa – odparła
cicho.
– Dom, odwagi!
Łyżka na widelec?
– Der... Der... – pstryknęła
palcami.
– WRÓCIŁAM!
Oboje
automatycznie obrócili się w kierunku holu. Drzwi wejściowe trzasnęły z impetem
o framugi, pchnięte przez nowo przybyłą osobę. Ted znał ten wysoki głos, który zaraz
zaczął nucić wesołą melodię i brzmiał jak subtelne dzwonki wietrzne. Oblała go
fala gorąca i nagła ekscytacja na myśl, że lada moment, po raz pierwszy od
dwóch miesięcy, ujrzy najpiękniejszą istotę we Wszechświecie. Słyszał, jak
ściąga buty i rzuca je pod ścianę, a następnie stawia na podłodze walizki.
Kiedy
wkroczyła raźnym krokiem do salonu, w mig zapomniał, po co właściwie znajdował
się w Muszelce; mógł jedynie skupić się na niej. Na Victoire Weasley.
Przywodziła na myśl nimfę lub anioła – wysoka, smukła, o lśniących, długich do
pasa włosach, prostych i zwykle idealnie ułożonych, teraz muśniętych powiewem
letniego wietrzyku. Skórę, dawniej w odcieniu brzoskwiniowym, miała smagniętą
piękną, równomierną opalenizną, zaś duże, fiołkowe oczy oraz białe zęby
stanowiły punkty, które najbardziej przykuwały uwagę w wyjątkowo symetrycznej
twarzy.
Ted nie znał
się dobrze na proporcjach, ale bycie w jednej ósmej wilą określało całe
jestestwo Victoire.
– Rodziców i
Louisa nie ma w domu?! – zawołała radośnie.
Czas stanął
w miejscu. Odrzuciła platynowe pasma na plecy, z gracją godną baletnicy
wybiegając na taras. Zaraz powróciła i przeszła przez otwarty łuk drzwiowy,
radośnie uśmiechając się do siedemnastolatka i swojej siostry. Dominique
wstała, aby uściskać Victoire, ale zrobiła to z ociąganiem, po czym szybko
wróciła na miejsce.
– Czy
ja dobrze widzę? – zaświergotała
blondynka, podchodząc bliżej chłopaka. – To ty, Teddy? Czemu siedzicie koło
kuchni?
– Tak,
to ja. Uczymy się
tutaj. Cześć, Victoire – odpowiedział i odchrząknął, chcąc
pozbyć się chrypki.
Nie potrafił
nadziwić się, jak bardzo rozkwitła tego lata Victoire.
– Dawno się
nie widzieliśmy...
W następnym
momencie trzymał ją w ramionach, otumaniony intensywnie słodkim zapachem kwiatowych
perfum. Gdy odsunęła się, otaksowała go ciekawskim spojrzeniem.
– Gdzie
są twoje niebieskie, potargane włosy? Zmieniłeś też kolor tęczówek?
Przypominasz trochę wujka Harry'ego, tak ociupinkę – zauważyła.
Ted
zarejestrował kątem oka, że Dominique, zjeżona niczym dzika kotka, skrzyżowała
ręce na piersiach, spoglądając z wrogością w kierunku starszej siostry.
– Postanowiłem
już dawno, że przed ostatnim etapem w szkole przybiorę nieco... eee... poważniejszy
wygląd – wyjaśnił,
bezwiednie wstrzymując oddech między słowami. Victoire była najpopularniejszą
czarownicą w Hogwarcie i zawsze trafiała na pierwsze strony roczników.
– Udało
ci się, z pewnością – zachichotała,
wdzięcznie trzepocząc rzęsami. – Wychodzę na plażę, przyłącz się, jeśli
masz ochotę. – Cmoknęła
policzek Teda i wybiegła na zewnątrz.
– Z
wielką chęcią. – Wiódł
za nią wzrokiem, dopóki całkowicie nie zniknęła na tarasie w pełnym słońcu. Z
szerokim uśmiechem dotknął miejsca, które przed kilkoma sekundami spotkało się
z pełnymi, miękkimi usta najstarszej Weasleyówny.
– Nie
będę przeszkadzać dwóm gołąbkom – warknęła Dominique. Ted powrócił na
ziemię, ocucony z błogiego stanu. Rudowłosa gwałtownymi ruchami zbierała swoje
rzeczy, potem cisnęła zmiętą kartką z ćwiczeniami w młodego Lupina.
– Ale...
Dom...
– Myślałam,
że jesteś inny – rzuciła
ze złością. – Każdy
facet zachowuje się przy Vicky jak totalny bezmózgowiec. – Opuściła
jadalnię czym prędzej, a wchodząc po schodach na piętro, ostentacyjnie uderzała
piętami o drewniane stopnie. – Dzięki za super korki! – wrzasnęła z góry ironicznie.
*
Po
uprzątnięciu miejsca nauki, opuścił Muszelkę i zszedł po klifie na plażę, gdzie
rozsupłał sznurówki i zdjął tenisówki razem ze skarpetkami. Przyjemnie było
czuć pod stopami fałdy ciepłego, drobnego piasku.
Zmierzając
ku wylegującej się nad brzegiem Victoire, myślał intensywnie o nastoletnich
siostrach, nie potrafiąc pozbyć się wyrzutów sumienia. To przecież Dominique
miał poświęcić czas do wieczora, a po niespodziewanym przyjściu blondynki jakby
zupełnie stracił nad sobą kontrolę. Zachował się niedojrzale. Jak bezmózgowiec – Dominique miała
rację. Victoire działała tak na wielu czarodziejów. Miała wszystko dzięki
niesamowitej urodzie, ale czy ten powab obejmował również charakter? Ted nie
znał jej na tyle, aby móc cokolwiek potwierdzić lub czemukolwiek zaprzeczyć,
jednak zawsze czuł do tej niezwykłej dziewczyny coś w rodzaju... mięty.
Usiadł obok niej,
dla odmiany wpatrując się w łagodne, bezkresne morze. Podwinął nogawki dżinsów
i pozwolił, by nadpływająca cyklicznie woda pieściła jego zgrzaną skórę.
– Jak
było w Hiszpanii? – zagaił.
Nastolatka
wyciągnęła z uszu słuchawki i wyłączyła małe, mugolskie urządzenie,
umożliwiające przesłuchiwanie ulubionej muzyki. Leżała na różowym ręczniku,
podparta na łokciach. Jej swobodny, wakacyjny nastrój prędko udzielił się
Tedowi.
– Zaskakująco
dobrze – odparła
pogodnie. Mrużyła powieki, a jej włosy mocno lśniły w promieniach gwiazdy Ziemi. – Najlepszy
wyjazd w życiu, zdecydowanie. Tam jest zupełnie inaczej niż w Wielkiej
Brytanii, wszyscy są otwarci i przyjaźnie nastawieni... Mnóstwo opalonych
brunetów i piękne dziewczyny, nikt nie wstydzi się założyć zbyt jaskrawych
ubrań, mają tam smaczne jedzenie, dobre drinki, a czarodzieje bez oporów bawią
się z mugolami, nawet nie są tacy uzależnieni od magii, nie bronią zaciekle
tradycji. W przyszłym roku tam wrócę – rozwinęła
z nutą nostalgii. – A co
u ciebie?
Młody Lupin
szukał odpowiedzi w nadmorskim pejzażu, zastanawiając się, co właściwie robił w
lipcu i sierpniu. Nudził się. Nie mógł znaleźć odpowiedniego miejsca.
Cierpliwie czekał na pełne opowieści listy od przyjaciół. Samotnie spędzał
większość czasu, niekiedy zaglądając do Potterów. Udzielał korepetycji.
Spełniał zadania od babci Andromedy. Wylegiwał się w ogrodzie. Odrabiał lekcje,
czytał książki.
– Cóż,
na pewno nie bawiłem się równie świetnie, co ty – odparł
krótko. Przez chwilę patrzyli sobie w oczy i Ted miał wielką chęć na dotknięcie
nagich pleców Victoire. Wreszcie nadarzyła się okazja, by pobyć z nią sam na
sam.
– O? –
Przysunęła się. – Wydawało mi się, że potrafisz zapewnić sobie rozrywkę w
każdej sytuacji.
– To miłe,
ale nie do końca pokrywa się z rzeczywistością.
– Powinieneś
wyrwać się z tej ponurej Wielkiej Brytanii i spędzić czas ze znajomymi. –
Victoire upiła łyk wody z małej butelki. – Chcesz?
Ted
przytaknął. Na szklanej szyjce widniały ślady różowego błyszczyku, ale nie starł
ich. Napił się i oddał butelkę Weasleyównie.
– Nie
zostawiłbym babci samej. I tak widujemy się rzadko, bo nadal pracuje w
ministerstwie.
– No tak... –
westchnęła. – Zdołałeś
wbić coś do głowy mojej siostrzyczce? Rodzice opowiadali przez telefon, że przychodzisz
tutaj co weekend i siedzisz z nią nad książkami. To musiało być strasznie
nudne. – Ziewnęła
na samą myśl o marnowaniu cennych ferii letnich na próby wykrzesania z kogoś
pragnienia zagłębiania wiedzy magicznej.
– Dominique
jest zdolna, ale trochę leniwa – odpowiedział chłopak ze stoickim
spokojem. Złośliwość, wyczuwalna w słowach piętnastolatki, odrobinę przyćmiła
jej z pozoru nieskazitelny urok. – Przerobiłem z nią całe dwa lata
materiału, od trzeciej klasy będzie na bieżąco.
– A ja
zwyczajnie uważam, że to zakuty łeb. Nie stara się, dłubie w nosie, pyskuje i
jest problematyczna. Gdyby to zależało ode mnie, wysłałabym ją do obozu
naukowego na całe wakacje, żeby wreszcie coś zajarzyła – rzekła
Victoire, przebierając w powietrzu nogami. – Przynosi mi wstyd. Oby Louis był
lepszym uczniem od niej...
– Naprawdę
tak myślisz? – Ted
czuł rozczarowanie postawą dziewczyny. Zdołał wywnioskować już, że Dominique
jest zazdrosna o urodę i osiągnięcia siostry, a Victoire, którą to śmieszy, nie
robi zupełnie nic, żeby poprawić sytuację i kpi z trzynastolatki. – Może
twojemu rodzeństwu przydałoby się wsparcie? Powinnaś być dla niech wzorem.
– Żartujesz? – Victoire
obrzuciła bruneta krytycznym spojrzeniem. – Jedno cudowne dziecko w rodzinie
wystarczy. Jeśli Louis trafi do Ravenclawu, będę od niego wymagała, żeby był
najlepszy, oczywiście. – Narysowała na piasku serce. – Zdobywam
Krukonom Puchary Domów, zostałam prefektem, a wybitne oceny nie mieszczą mi się
w dzienniczku. I szczerze ci zazdroszczę, że nie masz sióstr czy braci.
Ted z trudem
przyjął do wiadomości zuchwałość Victoire. Pułapka czaru, w jaką zaplątał się
dwa lata temu i w której tkwił aż do tego dnia, rozbiła się z hukiem o ściany
jego serca.
– To
raczej niewykonalne, skoro moi rodzice nie żyją – powiedział
cicho. Gardło miał ściśnięte irytacją.
Starsza
panna Weasley zarumieniła się, zdając sobie sprawę z własnej bezmyślności.
Błyskawicznie zmieniła pozycję z leżącej na siedzącą i ujęła Teda za dłoń.
– Teddy,
przepraszam... – wymruczała.
Choć brzmiała szczerze, młody Lupin odebrał rękę. – Wiem, że jestem
narcystyczna...
– Wracam
do domu. – Nie
starał się ukryć chłodnego tonu. Teleportował się prosto z plaży, nie
zakładając nawet butów ani wciśniętych w nie skarpet. Zanim obraz Tinworth
uciekł mu sprzed widoku, w jednym z okien Muszelki dostrzegł burzę czerwonych
włosów.
*
Przemył
twarz zimną wodą i zakręcił kurek. Minęły już dwa dni od feralnej soboty
spędzonej w domu Fleur i Billa. Zdołał ochłonąć i pogodzić się z nieżyczliwą
naturą Victoire, ale nad horyzontem wisiała kolejna porcja stresu, czyli rychły
powrót do Hogwartu. W owutemowej klasie miał kontynuować naukę samych
najcięższych przedmiotów, między innymi eliksirów, zaawansowanej numerologii,
obrony przed czarną magią oraz transmutacji. Nie wiedział jeszcze, z jakim
zawodem związać swoją przyszłość, ale doradzano mu zostanie aurorem. Ostatnie
dziesięć ciężkich miesięcy w Hogwarcie... Dziwnie czuł się z tą perspektywą, przywiązany
do szkoły bardziej niż do domu Andromedy Tonks.
Zapakował już
kufer. Oprócz klatki z sową, bo miotły nie posiadał, był to jedyny bagaż
chłopca, wypełniony nowiutkimi książkami, przyborami, ubraniami i rzeczami
osobistymi. Co wrzesień zabierał ze sobą jedyne wspólne zdjęcie z rodzicami,
oprawione brązową ramką. Patrząc na fotografię, niezwykle żałował, że wojna i
los odebrały mu tak bliskie osoby. Kochał Remusa i Nimfadorę nie tylko dzięki
licznym opowieściom przyjaciół. Starał się być dumny i snuł liczne wyobrażenia
o tym, jak mocnym uczuciem musieli się darzyć oboje. Na rodzinnym, ruchomym
portrecie był jeszcze brzdącem z niebieskim meszkiem, a spojrzenia obojga
dorosłych wypełniały miłość i szczęście. Jaka
szkoda, pomyślał Ted, że jest ono
takie ulotne...
Do drugiej w
nocy nie zmrużył oka, rozmyślając nad przyszłością i gdybając o przeszłości.
*
Niecałe
dziewięć godzin później, po szybko zjedzonych tostach i pośpiesznie wypitej
herbacie, Ted stanął na załadowanym peronie numer 9¾. Był razem z babcią,
dostojną Andromedą, odzianą tego dnia w jedną z najlepszych szat, purpurową i
ozdobioną złotym obszyciem. Pani Tonks już od dwóch lat nie udzielała wnukowi
troskliwych rad, ponieważ uważała go za dorosłego mężczyznę, tak przynajmniej
podejrzewał sam chłopak. Nie umiała jednak powstrzymać łez, które dyskretnie
ocierała z kącików oczu.
W zgiełku
czarodziejów, pośród hałaśliwych rozmów i wydawanych przez zwierzęta odgłosów,
odnalazł ojca chrzestnego i jego rodzinę. Najstarszy syn Harry'ego, James, miał
rozpocząć pierwszą klasę i zapowiadało się na to, że będzie porządnym
zawadiaką. Do odjazdu pociągu pozostało pięć minut, więc Ted wraz z babcią podeszli
się przywitać.
– Cześć
wam! – zawołał
młody Lupin, przeciskając się w kierunku Potterów. W głębi duszy zawahał się – czy
miał prawo przeszkadzać szczęśliwej, pełnej rodzinie
w pożegnaniu?
Jednak
Harry, Ginny oraz ich dzieci wyglądali na zadowolonych ze spotkania. Mała Lily
Luna od razu wdrapała się w objęcia Teda, a James pochwalił się sową, dwubarwną
płomykówką.
– Nie
możemy uwierzyć, że nasz pierworodny wyrusza zaraz do Hogwartu – przyznała
Ginny głosem nabrzmiałym od wzruszenia.
– Racja,
czas leci nieubłaganie. Za dwa lata przyjdzie pora na kolejnego. – Harry
z czułością zmierzwił czarną czuprynę Albusa, a James przewrócił oczyma. – Jeśli
Jim trafi do Hufflepuffu, miej na niego oko – uśmiechnął się do Teda.
– Na
pewno nie trafię do Puchonów! – oburzył się jedenastolatek. – Tylko
i wyłącznie do Gryffindoru. – Dumnie wypiął pierś. Ted zachichotał,
choć zrobiło mu się nieco przykro. Metka fajtłap przylgnęła do jego domu wieki
temu, lecz uważał, że są w nim jedynie wartościowi i dobrzy ludzie.
Państwo
Potter wymieniło zaniepokojone spojrzenia. Pani Tonks dla rozluźnienia
atmosfery powiedziała, że w przerwie świątecznej koniecznie muszą się spotkać
wszyscy, bodaj na dwie godziny, i posiedzieć wspólnie w ciepłej,
przyjacielskiej atmosferze. Tymczasem Ted za plecami chrzestnego dostrzegł
Weasleyów, a wśród nich Victoire. Ostatnim razem miała na sobie króciutkie,
dżinsowe szorty i podkoszulek, teraz była ubrana w błękitną, skromną sukienkę,
a włosy zawiązała w koński ogon. Teda zaskoczyło to, jak pięknie wyglądała w
prostym stroju. Patrzyła na niego bezwstydnie, uśmiechając się delikatnie.
– Wsiadajcie
już, bo zabraknie wam miejsc. – Harry klasnął w dłonie i przesłonił
Tedowi blondynkę. Przedziały zapełniały się błyskawicznie i młody Lupin
próbował wejść do środka jak najszybciej, aby odnaleźć znajomych.
Wtem jednak ktoś
mocno szarpnął go za ramię, uniemożliwiając dostanie się do wagonu. Stracił
równowagę i w następnej sekundzie znalazł się na brudnej podłodze peronu,
patrząc spod byka na winowajcę. Był nim Baldric Bart, rówieśnik Teda ze
Slytherinu. Znienawidzony przez niego ulizany blondyn uśmiechał się kpiąco.
– Już masz
dosyć, biedaku?
– Ty gnojku –
sarknął Puchon, trzymając się za obolały bark. Baldric wyminął go z głośnym
śmiechem i wskoczył do pociągu.
– Nic
ci nie jest? – Harry
podbiegł do chrześniaka i pomógł mu wstać. Nastolatek jedynie pokręcił głową.
Stracił ochotę na pogawędki, a perspektywa kolejnych ścięć z Baldrikiem
wytrąciła go z równowagi.
– Zrobię
krzywdę temu idiocie – wydyszał.
– Nie, Ted,
nie dawaj się ponieść emocjom.
– Ale ja nie
jestem idealnym chłopakiem urodzonym pod złotą gwiazdą – odpowiedział wujowi,
patrząc na niego wymownie. – Dzięki, Harry. Do zobaczenia w grudniu.
– Ted...
Do ekspresu
wsiadł jako ostatni. Pociąg powoli ruszał. Przez szybę okien widział zatroskaną
twarz ojca chrzestnego i Ginny, posyłającą całusy do Jamesa. Ted zdążył
pomachać rozpłakanej babci.
Biała
chusteczka, jaką trzymała w dłoni Andromeda, wysunęła się spomiędzy jej pomarszczonych
palców i powirowała prosto pod koła Express Hogwart.
*
Pierwsza <3 Pewnie jeszcze dziś skomciam ^^
OdpowiedzUsuńDziękuję :*
UsuńCałkiem fajny rozdział ^^. Ted póki co budzi we mnie raczej pozytywne odczucia. I w sumie może faktycznie pasuje na Puchona, bo jakoś bym go nie widziała jako Ślizgona, czy nawet Gryfona. Taki normalny chłopak. I chyba dobry uczeń, skoro udziela korków i chce sobie wybrać trudne przedmioty.
UsuńDominique też się wydaje dość sympatyczna i taka zwyczajna, w odróżnieniu od nieco jędzowatej i zadufanej w sobie Victoire. One obie bardzo się od siebie różnią, nie tylko wyglądem, ale i charakterem. Mam nadzieję, że Ted z nią nie będzie ;). W pewnym momencie nawet się dość chamsko zachowywała, ale jawi mi się jako taka dość bezpośrednia osoba, która bez ogródek mówi, co myśli, nie bacząc na to, że może kogoś urazić. Czekam na pojawienie się tej Daviny, chętnie dowiedziałabym się o niej więcej. Wgl ten prolog jest wyrwany ze środka akcji, a teraz zaczynamy normalnie, od końcówki wakacji oraz wyjazdu do szkoły?
Jedyne, co mi się gryzło, to mugolskość. Telefon oraz słuchanie muzyki z mugolskiego odtwarzacza nie pasują mi do konserwatywnych realiów świata magii. Po prostu mi to trochę zgrzytało (choć w sumie Weasleyowie nie byli aż takimi konserwami jak tacy Blackowie czy inni, oni pewnie prędzej by się interesowali jakimiś mugolskimi nowinkami).
W sumie chętnie poczytałabym więcej o jakimś stosunku Teda do przeszłości i rodziców. Tu jeszcze było niewiele, ale fajnie, że nawiązałaś do tego zdjęcia.
Coś czuję, że ten chłopak z końca rozdziału może kiedyś namieszać ^^.
Jestem jednak ciekawa co dalej, czekam na Hogwart, na jakieś tajemnice, i na metamorfomagię oczywiście xD.
No, Kochana, mamy 2015 rok, a więc wątpię, aby taka gwiazdeczka jak Victoire czy nawet Weasleyowie nie chcieliby skorzystać z mugolskich dobrodziejstw, kiedy ich córka była na długi czas daleko od domu. Zresztą to tylko drobnostki i więcej udziwnień raczej nie będzie. To prawda, Victoire i Dominique bardzo się od siebie różnią, zawsze tak sobie to wyobrażałam. Vicky będzie w opowiadaniu dużo, Dominique niestety nie, bo nie chcę się na niej skupiać, gdyż jest za młoda, no i jednak nie wbiła się w koncept tego bloga. Victoire jest bardzo zarozumiała i zapatrzona w siebie, ale nie jest na wskroś złą postacią - przynajmniej jeszcze teraz ma trochę dobroci, dopiero później będzie mieszać między Tedem i Daviną. A Baldric (ale mu imię wybrałam, nie ma co :D) może jej w tym bardzo pomóc. Ted w moich myślach jest stu procentowym Puchonem, nawet jeśli połączyć charaktery Remusa i Tonks wychodzi właśnie taki puchonowaty Ted. Niestety fakt, że Ted był malutki, kiedy jego rodzice zginęli, ogranicza mi w pewien sposób możliwość zagłębienia się w ten temat. Co prawda Ted dużo o nich myśli, ale będą się czasem przewijać w rozmowach. Zresztą zobaczymy ;) Davina i Hogwart już w następnym rozdziale, będzie ciekawie. Dzięki za komentarz ;*
UsuńSorry, że się wtrącam, ale: "(...)może faktycznie pasuje na Puchona, bo jakoś bym go nie widziała jako Ślizgona, czy nawet Gryfona. Taki normalny chłopak. I chyba dobry uczeń, skoro udziela korków i chce sobie wybrać trudne przedmioty." - to zabrzmiało jakbyś uważała, że Puchoni nie mogą być "normalni" ani być dobrymi uczniami, a takiego szufladkowania nie lubię i będę bronić ten dom, o. Tak jak Ted w tym rozdziale zdaję sobie sprawę z łatki Puchonów, ale może ktoś by uzasadnił dlaczego tak sądzi? :)
UsuńJamie nie lubi Hufflepuffu i się z tym nie kryje, ja obecnie wolę nawet ten dom niż inne, bo sama pewnie będąc czarownicą bym tam trafiła - wszystkie moje cechy się pokrywają z cechami typowego Puchona. I właśnie dzięki wczorajszej dyskusji z Jamie powstał ten fragment, kiedy Ted myśli o tej "łatce". Chciałam zmusić czytelników do małej refleksji na ten temat ;P Ted to 100% Puchon.
UsuńOk, chcę tylko wiedzieć dlaczego :P
UsuńJa w sumie sama nie wiem, dlaczego ;). Co prawda teraz się do nich bardziej przekonuję, ale był czas, kiedy ich naprawdę nie znosiłam, może właśnie za to, że Rowling ukazała ten dom jako gniazdo samych szaraków i przeciętniaków, a ja, jako osoba obnosząca się ze swoją oryginalnością, uważałam ten dom za miejsce, gdzie trafiają wszyscy ci, którzy są zbyt tchórzliwi na Gryffindor, za mało inteligentni na Ravenclaw i za mało sprytni na Slytherin. Sama zawsze najbardziej lubiłam Krukonów i gdybym trafiła do Hogwartu, chciałabym zostać przydzielona do Ravenclawu ^^. Wartości tego domu przemawiają do mnie najbardziej. A na przykład tacy Gryfoni mnie denerwują, nawet bardziej niż Puchoni.
UsuńPytałam, bo w swoich opowiadaniach często poruszasz temat uprzedzeń, więc byłam ciekawa. A Puchoni (jak dla mnie) są raczej takim połączeniem wszystkich domów, tylko w formie bardziej statecznej, nie popadają w skrajności, np. odwaga Gryfonów często graniczy z zuchwalstwem i brakiem rozsądku itd. I czy ja wiem, czy Nimfadora była szarakiem? Chyba była jedną z najbardziej charakterystycznych postaci.
UsuńNo, nawet Pomona Sprout była bardzo żywiołową kobietą ;P A Cedrik Diggory również jest postacią mile przeze mnie wspominaną.
UsuńJak już wspominałam, teraz się powoli do nich coraz bardziej przekonuję ^^. Ale i tak Krukoni zawsze będą przeze mnie najbardziej lubiani (choć nie znoszę Cho i Marietty z kanonu i dziwię się, jakim cudem takie idioteczki wylądowały w Ravie, no ale...).
UsuńNimfadorę uwielbiałam ^^. Chciałam nawet pisać o niej ficzka, ale pewna osoba mi to wypersfadowała. Byłam dość zszokowana, kiedy się dowiedziałam, że była Puchonką, no ale w sumie tam nawet pasuje, mimo że jest tak barwna i kolorowa.
A temat uprzedzeń lubię poruszać ^^. Jest bardzo ciekawy do opisywania, szczególnie z punktu widzenia nowej uczennicy Hogwartu, która nie rozumie tamtejszych zwyczajów, podziałów itp. ^^.
Ale ogólnie myślę też, że C. na pewno ciekawie ukaże Teda. Na razie zapowiada się całkiem interesująco.
O, fakt, nie znosiłam Cho Chang, naprawdę nie wiem, co ten Harry widział w tej mazgai. Marietta swoją drogą, ale przez te pryszcze było mi jej jakoś żal. No i chyba Ginny miała chłopaka z Ravenclawu, również niezbyt rozgarniętego. Tonks bardzo lubiłam, jej związek z Remusem był piękną rzeczą, oczywiście Rowling tej parze razem nie poświęciła za wiele miejsca. No ale potencjał do ff jak ulał.
UsuńMyślę, że dogadam się dobrze z Tedem :)
Szczerze mówiąc, i Puchoni, i Krukoni byli w książce dość słabo opisani. Ale nie polubiłam tego domu za jego przedstawicieli (no, może za Lunę, która jest moją ulubioną postacią z HP), ale za wartości, które miał krzewić i oczywiście za mój naukochańszy kolor niebieski <3333.
UsuńCo do Tonks, o niej też było raczej niewiele, ale lubiłam ją zaraz po Lunie. Bardzo żałowałam, że zginęła w bitwie o Hogwart, to była taka fajna postać. Chciałam o niej nawet pisać opko, ale byłoby niekanoniczne ;). Pewnie go nie napiszę, bo byłyby pretensje, że łamię kanon.
No racja, zawsze najważniejsi byli Gryfoni i Ślizgoni, a reszta była, bo była, wepchnięta w pojedyncze sceny. Luna również była jedną z najbarwniejszych postaci, może nawet z Tonks na czele. Strasznie żałuję, że Rowling nie połączyła jej z Neville'm tylko z jakimś nieznanym nikomu Rufusem. A ja bym chętnie poczytała coś o Tonks w Twoim wydaniu, pomyśl o tym ;P
UsuńAle to by było coś z Tonks w Nowym Jorku xDDD. Pewniej się czuję, nie musząc tak kurczowo wpasowywać się w ramy kanonu.
UsuńW sumie gdyby Luna była z Nevillem, to by było dość przewidywalnie, bo Harry jest z Ginny, Ron z Hermioną, i jeszcze by była Luna z Nevillem... No, ale szkoda, że w kanonie nic o tym nie ma, a tylko w necie.
Luna ogólnie była świetna ;).
Haha, Tonks w Nowym Jorku ;D To może faktycznie zwolennicy kanonu by Cię pożarli. Ale czemu nie, Tonks była rozrywkowa i może zaciągnęłaby Remusa na drugi koniec świata ;>
UsuńNo wiesz, jak uwielbiam NY *,*. Zwolennicy kanonu by jednak tego nie przełknęli. Sama jestem zwolenniczką ścisłego przestrzegania kanonu, no ale ja tak lubię Tonks, i w sumie to chyba jedyna postać kanoniczna, o której mogłabym pisać w roli głównej (bo Luna za trudna, o facetach nie lubię pisać, a większość postaci żeńskich jest dla mnie zbyt mdła). To ogólnie by było ciekawe ;). Wgl wiesz, że miałam przez pewien czas zamiar, aby nowa wersja NA była z Tonks jako jedną z głównych bohaterek? No, ale ostatecznie pewnie stanie na tym, że nowa wersja NA będzie kontynuacją IŚ xDD.
UsuńNo wiesz, ożywiając Tonks, to ten kanon jednak bardzo byś naruszyła :D Osobiście toleruję łamanie kanonu, ale do pewnych granic. Na pewno nie zdzierżyłabym całkowitej zmiany zasad panujących w świecie magicznych i wymyślania jakichś dziwnych cudactw, np. łączenia jednego fandomu z innym.
UsuńJa też nie lubię łączenia fandomów ^^. Ale w sumie ożywienie Tonks bym zdzierżyła, w końcu ją lubię ;). Po prostu bym założyła, że nie zginęła w bitwie, i po niej wyjechała do NY. Ale niestety ten pomysł został skrytykowany, więc zostaję przy pisaniu o postaciach OC. Jakoś nie czuję się na siłach, by pisać stuprocentowo kanoniczną historię o kanonicznej postaci. O OC się pisze dużo lepiej, choć wielu czytelników gardzi takimi ff ://.
UsuńŁączenie fandomów... również jestem na nie, ktoś musiałby mieć naprawdę wyśmienity pomysł ;P Owszem, również wolę pisać o postaciach stworzonych przez siebie, ponieważ daję większe pole do popisu, a postać kanoniczną trzeba trzymać w ryzach ;)
UsuńO, droga Shy, cieszę się, że założyłaś nowego bloga ^^ Nie wiem, czy zawsze będę miała czas, by go czytać, ale tematyka bardzo mi się podoba, więc nie mogłam się powstrzymać od skomentowania :) Ted Lupin to ciekawa postać, która daje dużo pola do popisu. Zawsze chciałam poczytać o nim jakieś ff.
OdpowiedzUsuńTwoja historia także zapowiada się interesująco. Ted, jako sierota i Puchon, z pewnością może czuć się zagubiony i próbować szukać swojego przeznaczenia. Jako postać wydaje się sympatyczny - inteligentny i porządny :) Ciekawa jest też jego więź z Victorie. Dziewczyna obezwładnia go swoim urokiem, ale równocześnie trochę peszy swoim zachowaniem. Jakoś nie mogę się do niej przekonać, wydaje mi się pustą, złośliwą paniusią. Dominique wypada w moich oczach lepiej i jestem w stanie zrozumieć jej żal w stosunku do siostry.
Podsumowując, zaczyna się bardzo fajnie, postaram się przeczytać ciąg dalszy :)
Też chciałam poczytać, ale nie znalazłam nic konkretnie prowadzonego - większość blogów tkwi w zawieszeniu. A na sam pomysł wpadłam czytając opowiadanie Firiel, chciałabym się sprawdzić w Nowym Pokoleniu, choć już dawniej pisałam na przykład o Rose Weasley. Wybrałam Teda, bo jego rodzice to jedni z moich ulubionych bohaterów i on sam z pewnością jest ciekawą personą. Muszę tylko uważać, aby nie sknocić charakteru Teda i w dalszym ciągu myślę nad jego wadami. Pewnie wyjdą gdzieś w praniu. Dobrze opisałaś jego znajomość z Victoire, faktycznie Ted jest i zauroczony, i jednocześnie zniesmaczony jej postępowaniem wobec swoich bliskich. Pozdrawiam i zapraszam :)
Usuńprzeczesałam całą blogosferę w poszukiwaniu czegoś sensownego o Tedzie Lupinie. Ubóstwiam tego chłopca (no może u Ciebie to nie chłopiec, no ale...), że hej! za zwyczaj nie zabieram się za opowiadania, które mają jeden rozdział, bo nie za bardzo wiem czego mogę się spodziewać dalej, ale dla Ciebie zrobiłam wyjątek.
OdpowiedzUsuńNie lubię Twojej Victoire, grrr... strasznie mnie zdenerwowała. za to Ted jest wykreowany idealnie tak, jak główny bohater być powinien. porządny, poprawny, lekko zagubiony. same smaczki ^^
To chyba tyle. Pozdrawiam i czekam na rozdział kolejny!
Cieszę się, że zrobiłaś wyjątek ;) Włożę w to opowiadania dużo serca, no i pisanie go sprawia mi dużą przyjemność. Ja jakoś wolę starszego Teda, ale siedemnastolatek to dalej chłopiec, choć akurat o nim można powiedzieć, że jest dość dojrzały. Victoire ma być straszna i irytująca, działanie zamierzone. Niestety między nią a Tedem nie będzie love story ;P Pozdrawiam :)
UsuńPłaczliwe te pożegnania na peronie, heh. O ile Potterowie jakoś mnie nie dziwią, bo właśnie pierwsze dziecko wysyłają do szkoły na niemal cały rok, o tyle babcia Teda trochę mnie zdziwiła, ale nieważne. Czarodzieje u ciebie tacy 'nowocześni' z mugolskiego punktu widzenia, ale to chyba toczy się już w dwa tysiące-którymś roku, wiec czemu nie. Victorie jest wstrętna! Naprawdę, koszmarna osóbka; zero jakiegoś przywiązania do rodziny, egocentryzm wysokiego stopnia, dobrze, że chociaż zorientowała się, że powiedziała o parę słów za dużo. Spotkaliśmy się też na moment z tym "evil one", jakoś nie mogłam powstrzymać się od skojarzenia z Draco. Co do zawodu, to właśnie mi przypomniałaś, że z niewiadomych powodów, wyobrażałam sobie Teda jako dziennikarza xD jakoś cechy wrażliwego obserwatora mi do niego pasują, przynajmniej w mojej prywatnej wizji.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;)
W tym opowiadaniu niestety wszyscy będą egoistami w mniejszym lub większym stopniu. I Andromeda też nie wzruszyła się dlatego, że Ted odjeżdża, ale dlatego, że znów zostanie sama na cały rok. Ciężko jej się pogodzić z samotnością ;) Victoire będzie wstrętna, bo mam po dziurki w nosie jej wyobrażenia jako cnotliwej, dobrej duszyczki. No i do Teda by mi zupełnie nie pasowała, na szczęście stworzę postać własną, jak to się mówi, OC. Baldric faktycznie ma cechy Dracona, choć bardziej zainspirowałam się postacią Romano z sagi "Nieśmiertelni". Co będzie miał do Teda - okaże się niebawem.
UsuńA więc jest rozdział pierwszy! Ted uczący Dominique. No zaczęło się bardzo ciekawą scenką rodzinną. Potem niezła końcówka na peronie 9 i 3/4 W ogóle niezwykła całość! To chyba po raz pieszy czytam jakiś fan fick na podstawie sagi Rowling z przyjemnością. Znam wiele opowiadań o tej tematyce. Większość niestety najczęściej nudna i nieudana. Istnieją wyjątki od każdej reguły, co się potwierdza w twoim przypadku.. Cudeńko!
OdpowiedzUsuńDziękuję za komentarz :) Będę się starać, aby to opowiadanie było jak najlepsze, choć z tymi rodzinnymi scenami może być różnie, a od rozdziału szóstego zrobi się nieco mroczniej. Pozdrawiam :)
UsuńDlaczego ja dopiero teraz znalazłam tego bloga? *___*
OdpowiedzUsuńTrzeba koniecznie nadrobić zaległości <3
Może dlatego, że jakoś się nie obnosiłam z jego utworzeniem? ;D
UsuńOch, dopiero teraz odkryłam, że założyłaś nowe opowiadanie! Niedobra ja! Jestem chyba jedyną osobą we wszechświecie z naszego pokolenia, które nigdy nie rozkochało się w Harym Potterze, nie przeczytało żadnej z jego tomów oraz zna historię bardzo pobieżnie :) Z tego powodu, jak zaczęłam czytać, to pomyślałam, że akcja osadzona jest w czasach Huncwotów, ale pod sam koniec notki dotarło do mnie, że to czasy potomków po Voldemorze, mam racje? Kurcze, sama nie jestem pewna xD
OdpowiedzUsuńVictoire (dobrze piszę jej imię?) jest typową, pustą pięknością, która działa otoczeniu na nerwy, ale jakoś ją lubię xD Ciesze się jednak, że Lupin przejrzał na oczy, ona nie byłaby dla niego.
Każde twoje opowiadanie jest cudowne. Ani trochę nie zaskakuje mnie, że to również okazało się rewelacyjne :)
Ja zaczęłam czytać HP jeszcze jako dziecko i byłam prawdziwie urzeczona tym światem. Moja siostra zresztą również, ona to nawet zbierała różne gadżety i wycinki z gazet, kolekcjonowała ja w segregatorze. Ale rozumiem, jeśli ktoś jednak nie czytał sagi. Tak, czasy po Voldemorcie, jakoś piętnaście lub szesnaście lat po ostatecznej walce. Dobrze napisałaś jej imię. Ale zapewniam, że Victoire to wcale nie taka pusta piękność, u mnie będzie klasyczną żmijką, słodką i przebiegłą. Pozdrawiam ;*
UsuńTak, potwierdzam, szablon się podoba :D
OdpowiedzUsuńZacznę od tego (nawiązując do powyższej dyskusji), że ja nie mam uprzedzeń do żadnego z Domów. Może faktycznie jest w tym przydzielaniu coś takiego, co pozwala określić charakter człowieka, ale generalnie moim zdaniem osobowość ludzka jest kształtowana raczej przez ogólne przeżycia, otoczenia i wyznawane wartości. Póki co Ted wywiera na mnie dobre wrażenie, ma super charakter i poukładane w głowie. A co do Victorie, cóż. Oczywiście, że czaruje facetów, skoro jest świadoma swoich wdzięków i ma piętnaście lat, to idealnie to wykorzystuje. Nie można więc winić Teddiego za to, że się w niech zadurza, pewnie robi to 3/4 Hogwartu. Tacy są już młodzi mężczyźni i nic tego nie zmieni :D
Podoba mi się to, że Ted lubi pomagać, a Dom (zawsze mam problem z napisaniem całego imienia) ma charakter wojowniczki, małej lwicy, która wie, co jest dla niej najważniejsze ( i na pewno nie jest to nauka :D). Poza tym jest charakterna, umie postawić na swoim, ale przede wszystkim jest totalnym przeciwieństwem siostry - dzięki Bogu! No i jest urocza i delikatna w całym swoim zarumienianiu się :))
Ogólnie przyjemny rozdział wprowadzający. Urzekła mnie babcia Teddiego, która tak czule żegnała wnuka. Na końcu szczególnie spodobał mi się motyw odlatującej chusteczki - to taki delikatny motyw, przywodzący na myśl pożegnanie i tęsknotę...
Mówisz, że rozdziały co pięć-sześć dni? Jestem na tak :D Trzymam kciuki, żeby ci się to powiodło :D
Pozdrawiam :)) <3
Myślę, że o to właśnie Rowling chodziło, kiedy tworzyła domy. Przecież cała seria HP jest bajkowa, a w bajkach są różni bohaterowie. Ona zdecydowanie ułatwiła sobie zadanie, przydzielając postacie pod różne kategorie. Ale osobiście najbardziej lubię Gryfonów i właśnie Puchonów. Coś ostatnio nie przepadam za to za Ślizgonami i Krukonami.
UsuńDominique i Victoire to dwa różne żywioły. Dom to zdecydowanie ogień, temperament, coś w stylu Ginny. Natomiast Victoire to połączenie powietrza i ziemi. Obie są diametralnie różne i gdybym o nich obu napisała opowiadanie, to pewnie tak bym je ukazała. Vic zawsze kojarzyła mi się z piękną lalusią, prymuską, a Dom z nieco zakompleksioną, porywczą nastolatką. Mają jeszcze brata, Louisa, ale o nim chyba nie będę tu wspominać.
Też lubię tę końcówkę! A rozdziały, ze względu na długość (do 2500 każdy) będą się ukazywały bardzo często. Pozdrawiam i dziękuję za komentarz ;*
Jestem! Wróciłam ze wsi i dzisiaj postanowiłam od Twojego bloga zacząć nadrabianie zaległości.
OdpowiedzUsuńMuszę na początku zacząć od szablonu. Jak tylko go zobaczyłam, aż zabrakło mi tchu w piersiach. Jest jaki cudowny... I jeszcze na dodatek pojawiła się moja Emmy *_* Cudownie! Podoba mi się układ szablonu i w ogóle kolory piękne. Aż normalnie zazdroszczę Ci takiego talentu graficznego. Ja to nie mam smykałki, bo próbowałam iść Twoimi radami, ale niestety nic nie wyszło. Wole już pobawić się ze zdjęciami postaci^^
Odnoście rozdziału.
Podobał mi się, bardzo pięknie budujesz zdania, człowiek aż ma wrażenie, że znajduje się obok bohatera.
Przedstawiłaś Teda bardzo ładnie. Widać, że jest inteligentny, ułożony, emanujący pozytywną aurą chłopakiem, no i nieco odpływa na widok pięknych kobiet.
A właśnie... Victoria wydaje się być zadufaną w siebie dziołuchą. Nie wzbudziła w moich oczach pozytywnej sympatii - wręcz gardzę osobami, którzy myślą tylko i wyłącznie o sobie, a innych mają w głębokim poważaniu. I to jeszcze własną rodzinę. Bardzo nieładnie zachowała się, mówiąc tak o własnej siostrze. Dominque jest przecież bardzo miłą dziewczyną.
Fragment ze zdjęciem rodziców Teda mnie rozczulił. Był to mały opis, ale moje serducho już płaczę na myśl o tym, że Ted nie poznał swoich rodziców.
Jestem już ciekawa ciągu dalszego.
Pozdrawiam :*
Ach... Przypomniało mi się...
UsuńNa tym peronie... Harry powiedział, że za dwa lata kolej na Albusa... A nie przypadkiem za rok? Zdaję mi się, że James jest o rok tylko starszy od Ala.
Mi się wydaje, że dzieci Harry'ego przychodziły na świat dwa lata po sobie, choć data urodzenia Jamesa oscyluje wokół 2004 i 2005. Ale to nie jest tak naprawdę ważne, o jego dzieciach nie będę za dużo pisać :) Emmy podkradłam Ci, ale ona po prostu idealnie mi pasuje na Davinę. Ted będzie bardziej podobny do Remusa, choć cechy Tonks mogą nieznacznie wypływać sobie na powierzchnię ;) Vic będzie przebiegła i jadowita, aż dziw, że nie trafiła do Slytherinu.
UsuńCo do szablonów, to można zawsze próbować :) Wszystko przychodzi z czasem ;*
Możliwie, że tak jest ^^ Ja to myślę, że Albus jest o rok młodszy od Jamesa. Sama teraz piszę opowiadanie o Nowym Pokoleniu, więc u mnie są o rok zróżnicowani ^^
UsuńAle prawda, mniejsza o to, to Ted jest głównym bohaterem opowieści :)
Cieszę się, że Emmy Ci podpadła :) Fajnie ją widzieć w szablonach ^^
Emmy jest prześliczna i pasuje na bohaterki opowiadań ;) Naprawdę zazdroszczę jej tej niesamowitej urody. Właśnie, muszę wpaść na to Twoje nowe opowiadanie <3
UsuńTak, Emmy jest śliczna ^^
UsuńOpowiadanie jeszcze się nie zaczęło, więc spokojnie ;)
Choć cieszę się, że wpadniesz. Będzie mi miło :)
Oczywiście, że wpadnę :) Po do starej wersji coś się przekonać nie mogłam, ale ta nowa pewnie będzie lepsza.
UsuńWiem o tym, początek był straszny, dlatego postanowiłam całkowicie zmienić koncepcje i zacząć od początku. Mam nadzieje, że tym razem nie zawiodę czytelników :)
UsuńNiedługo zacznę czytać :)
UsuńZakładek nie ma, ale jest informacja z boku, której z powodu przyblizenia ekranu nie dostzregłem. O ja be... XD
OdpowiedzUsuńDopiero po przeczytaniu rozdziału dotarło do mnie, że hostoria wcale nie jest osadzona w czasach Huncwotów, a Ted, to nie śmieszna ksywka dla Remusa... Tak bardzo jak lubię czytać Dramione (nie przełknałem jeszcze tego, że Hermiona nazywa się teraz Wesley... Powinna być Malfoy... :D), tak samo nie mam pojęcia o czasach najnowszy, ani w sumie o ww. huncowtach...
Stąd owa pomyłka, wybacz :D
Rozdział przyjemny. w sumie nie działo sie nic nadzwyczajnego, trochę sielankowato... Znając twoje mozliwości skrywania potarganych, psychologicznych tajemnic (tak, to aluzja do ponadczasowych "Szeptów", w mniejszym stopniu do "Przypadków...-jakichśtam", za które wiecznie zacyznam się zabierać, ale mój plan zwykle nie wypala), spodziewam się ciekawszego rozwoju akcji.
Ted wydaje się być naprawdę pozytywną postacią (nie każdy główny bohater taki jest). Korki z Domi itd. Miły facio :d
Niemniej, jak wilu przede mną "skarżyło" się na Vic. mnie ta postać po prostu urzeka. Uwielbiam zadziorne charaktery, a ona wydaje się bronić własnych poglądów jak mało kto. Taka trochę (uwaga wtrącenie) Katherine Pierce (TVD<3) i pozwolę sobie w jej scenach wyobrażać mimikę Dobrev, bo ona tam po prostu pasuje jak ulał :d
Przepraszam, że tak chaotycznie i w sumie mało w tym tematu blogu, ale jakoś nie potrafię się dzisiaj skupić na niczym konkretnym :)
UsuńPozdrawiam serdecznie.
Haha, porównanie Victoire do Katherine bardzo mi się spodobało! Te dwie panie raczej by długo nie pożyły, gdyby miały się ze sobą zetknąć... Cieszę się, że jesteś zwolennikiem Vic, choć jakiejś wielkiej roli w tym opowiadaniu jej niestety nie wróżę. Akcja się rozkręci z czasem, ale będzie intensywnie :)
UsuńVictoire od razu wydała mi się niesamowicie pusta. Może to dlatego, że Fleur także nigdy nie przypadła mi do gusty. Ogólnie uważałam, iż wszystkie te Fracuzki patrzyły głównie na wygląd i obnosiły się z tą swoją powabnością aż za bardzo. Troszkę mnie to zniesmaczyło w "Czarze Ognia". A teraz jak tylko przeczytałam, że dziewczyna odziedziczyła pewne cechy matki, od razu wiedziałam, że nie będzie zbyt ciepłym człowiekiem. Jeszcze sposób, w jaki mówiła o swojej siostrze... też często mówię innym, że moja młodsza siostra jest tępa jak dzida, ale zawsze się przy tym śmieję, bo przecież tak naprawdę tak nie uważam, prawda? Jakiś tam potencjał dziecko ma, trzeba to docenić. A Victoire jeszcze zaczęła się wychwalać i pokazała, jak pusta i zapatrzona w siebie jest. To zdecydowanie sprawiło, że trafiła na moją czarną listę. Będzie jednak trudno Tedowi wyrzucić ją z głowy, bo to w końcu wila, a one potrafią nieźle w umyśle namieszać.
OdpowiedzUsuńCieszę się jednak, że Ted mimo wszystko widzi, kim tak naprawdę jest dziewczyna. Dostrzega jej wady, nie do końca pozwalając urokowi przejąć nad sobą kontrolę. I z tego, co piszesz, jest to uczynny, dobry chłopak. Zawsze każdemu pomoże. Zajmuje się Dominique, aby dziewczynka nie miała problemów w szkole. To bardzo dobrze o nim świadczy. I właśnie dzięki temu zaczynam doceniać jego charakter (a nie tylko niezaprzeczalnie genialny wygląd zewnętrzny!). :)
Akcja mojego opowiadania dzieje się w tym samym czasie, ale głowną bohaterką jest Victoire ;)
OdpowiedzUsuńAle ja tu się na mnie skupiam, a to Ty zasługujesz na pochwałę!
Piszesz bardzo dobrze, fajnie oddajesz sytuacje i uczucia.
Lubię Victoire, ale to jak działa na wszystkich facetów…
Coś czuję, że nie będzie razem z Teddym, mimo wszystko.
No no, to lecę czytać dalej <3
http://zyj-szczesliwie-nowe-pokolenie.blogspot.com/
A ten rozdział jakoś tak wyjątkowo mi się spodobał, bo choć dotyczył także HP, to jednak wszystko było jakby lepiej wyjaśnione i miałem też przedsmak tej magii, była jakaś wzmianka o eliksirach.
OdpowiedzUsuńPodoba mi się też postać samego Tedego. Jest jakiś powód przez który urodził się z niebieskimi włosami? Czy może sam sobie je na taki kolor zamienił, niczym buntownik. W ogóle mi się tak skojarzył nieco niepoważnie, trochę z buntownikiem, ale takim pozornym, bardziej na pokaz, popis, z wyglądu, taka po prostu charakteryzacja, a nie coś co tkwi w duszy i ma jakiś powód. Nie mniej jednak uważam go za ciekawą postać i to nie tylko przez jego włosy, ale także przez to, że stracił rodziców. Ciekawi mnie jak do tego doszło i kim jego rodzice byli.
Pozdrawiam:
j-i-s.blogspot.com